About Me

My photo
http://www.facebook.com/SecretMidnightMagicNico

December 10, 2010

TO NIE JEST KINO DLA CIEBIE! This isn't sort of movies for you!





































Lech Kowalski... czy to nie brzmi znajomo? Nie potrafiłabym na dzień dzisiejszy znaleźć bardziej stereotypowego imienia i nazwiska dla potencjalnego Polaka. Jak usłyszałam o retrospektywie tego awangardowego reżysera w Cinematheque Francaise  (Paryż, jesień 2010) bez żadnych wątpliwości uznałam go za rodaka. W broszurce owego wydarzenia dowiedziałam się jednak, że jest Amerykaninem o polskich korzeniach. Na Wikipedii* wyczytałam natomiast, iż urodził się w Londynie a obecnie mieszka we Francji. Pochodzenie LK jest w rzeczy samej złożoną kwestią tak więc zostawiam ją do interpretacji własnej.
* FR i ENG bo na polskiej nie istnieje.

W sieci znajduje się wiele i zarazem niewiele o twórczości Kowalskiego. Wiele, ponieważ jest on od końca lat dziewięćdziesiątych bardzo aktywnym dokumentalistą. Napotkać więc możesz liczne pisemne jak i filmowe wywiady, czasami nawet w zaskakujących językach. Najmniej zdecydowanie po polsku a właściwie w ogóle, nie biorąc pod uwagę dosłownie dwóch bodajże blogów. Francuskojęzyczne materiały dostarczają już satysfakcjonującej liczby informacji o tym obywatelu świata pod warunkiem oczywiście, że odwiedzimy witryny nieprofesjonalne gdyż media publiczne bez względu na kraj sukcesywnie odmawiają Kowalskiemu prawa do zaistnienia na gruncie komercyjnym. 
 


Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie jest również argumentem dla którego poświęcam owemu reżyserowi miejsce na moim blogu. Otóż Kowalski jest istnym pain in the ass dla wszystkich których obiera sobie za cel dokumentalny. Bez względu na konsekwencje pokazuje rzeczywistość w NAJPLUGAWSZYCH jej barwach, taką jakiej znać jej nie chcemy.  
Brudna polityka koncernów paliwowych, żałosne ekscesy na zapleczu amerykańskiej trasy koncertowej Sex Pistols, życie i agonia narkotyzujących się nowojorskich outsiderów z lat osiemdziesiątych. To tylko garstka tematów które interesują tego kontrowersyjnego filmowca. Sposób w który serwuje nam te ciężkostrawne obrazy jest nowatorski, nierzadko eksperymentalny.Każda historia traktowana z należytym szacunkiem otrzymuje własną indywidualną formę która jeszcze uwydatnia już i tak silny wizualnie przekaz.


Podczas projekcji, zdjęcia Kowalskiego bez litości uderzają prosto w źrenice. Czasami wielki kinowy ekran po prostu przygniatał mnie, kumulując ciemiężne, odrażające ujęcia. [Rzygający podczas jazdy na deskorolce skate, wkuwający strzykawkę w swoje wychudzone nogi ćpun, znęcający się nad niepełnosprawnym i bezdomnym starcem dwoje młodych mężczyzn]  Zmuszona przymykać gdzieniegdzie oczy nigdy nie zniechęciłam się do tego autora. Ostatecznie jak mogłabym zarzucać mu to, iż uwieczniona przez niego rzeczywistość nie odpowiada mojej cywilizowanej wizji świata?
Wręcz przeciwnie, cenię w nim ogromnie intencje pokazania wszystkim tego co dzieje się za rogiem co drugiej wielkomiejskiej ulicy a czego dojrzeć na co dzień nie potrafimy.

 
Filmografia Kowalskiego po części jest już kultowa. 
D.O.A - A Right Of Passage (1980) przenosi widza prosto między szeregi punkowych muzyków. Kamera wkracza bez zgody artystów zarówno w ich publiczne jak i prywatne przestrzenie. Pozwala ocenić z daleka deflagracyjny wpływ ruchu punkowego na różne warstwy społeczne nie bojąc się się przy tym degloryfikacji epoki i jej bohaterów.




 Born to Lose - The Last Rock and Roll Movie (1999), koncentruje się na chaotycznym życiu nieokrzesanego gitarzysty New York Dolls i Heartbrakers. Portret żyjącego w myśl live fast and die young Jonny'ego Thundersa tworzą archiwalne, niepublikowane wcześniej nagrania z koncertów oraz wspomnienia takich muzyków jak Dee Dee Ramone i Sylvain Sylvain. Całość opowiada o wzbiciu się Thundersa na najwyższe szczeble kariery a następnie uzależnieniu od heroiny oraz niejasnych wydarzeniach towarzyszących jego zgonowi w pokoju Nowo Orleańskiego hotelika (1991).





Warto również obejrzeć On Hitler’s Highway z 2002 roku oraz autoportret reżysera zatytułowany East of Paradise (2005) w którym trupy mnożą się zarówno w ustach bohaterów jak i wizualnie. Kowalski poprzez tragiczne przeżycia matki z okresu drugiej wojny światowej przybliża nam realia marginesu społecznego w nowojorskim Lower East Side z końca lat siedemdziesiątych. To jest bardzo ciekawy film, krzyżujący skrajnie różne rzeczywistości które pozornie dzieli wszystko, (epoka, geograficzne położenie, polityczny ustrój) a łączy tylko a zarazem AŻ ten sam ludzki dramat: desperacka walka o przetrwanie.

Ostatnie dzieła Lecha Kowalskiego troszkę mniej mnie zainteresowały chociaż forma ich jest jeszcze bardziej odważna w porównaniu z poprzednimi filmami i co ciekawe nadal niepowtarzalna. Zdaje się, że zwyczajnie moja tolerancja dla kina politycznego wyczerpała się po obejrzeniu starszych jego dzieł. Jeśli jednak jesteś fanem kina zaangażowanego zdecydowanie wciągną Cię również dalsze osiągnięcia filmowe tego reżysera. 





Half Nelson
dla
smmn

December 4, 2010

Slim Twig de retour sur grand ecran

 J'ai connu Slim Twig, il y a longtemps. C'était chez moi, j'étais confortablement installée devant mon écran. Je regardais Tracey's Fragments de Bruce McDonald  j'ai vu un certain Billy Zero, le méchant, interprété par l'excellent comédien et encore meilleur musicien de Toronto.



Son apparition dans le film provoque un coup de foudre immédiat. Tu sais tout de suite que t'as envie de poursuivre ce personnage en dehors du film. Heureusement, Twig ne déçoit pas en tant que lui-même car son œuvre est abondante et son charisme encore plus fort a l’extérieur de cinéma. 


Slim Twig au studio 2010

Depuis ce fameux jour, je suis une vraie fan de ses old fashioned sons. Si tu par hasard, ne connais pas encore ses  EP sublimes, t'as pas mal a rattraper et moi je n'ai aucune intention de te faciliter ce parcours car je m'excite, ces jours-la pour son nouveau rôle dans une indie production, SIGHT UNSEEN. Slim Twig y est enfin au centre d'intérêt. D'abord parce qu'il joue dans ce film, Kitz Harrington, le personnage principal et deuxièmement parce qu'il compose la musique pour cette image. D'ailleurs, l'équipe de cette production canadienne est surtout sa famille. Les parents de l'artiste, Jennifer Hazel et Ross Turnbull ont écris et mise en scène ce thriller psychologique. 
Bref, j'ai très hâte de le voir mais le grand inconvénient du cinéma indépendant est qu'on risque de mourir par curiosité avant qu'on aie l’occasion de participer a la projection en question!

Entre parenthèse, j'ai l'impression que plusieurs musiciens canadiens sont récemment en bonne forme. Le 3 décembre, The Clash a considéré : The Suburbs du groupe, Arcade Fire le meilleur album 2010. Mais on s'en doutait avant, bien sur (; Par exemple, parisien Forum Des Images a projeté la fin du novembre un documentaire de Vincent Morisset, consacré justement au groupe Arcade Fire.


Sight Unseen Trailer from Ross Turnbull on Vimeo.
Un interview avec Slim Twig qui raconte ses expériences en tant qu'acteur et auteur de la musique.

Ugliness is an insult to others ...
"La laideur, c'est une insulte pour les autres."

 
Half Nelson autopotrait 2010

Rohmer was a brilliant director in sixties. One of the founding figures of the French New Wave cinema. And surprise, surprise.... I truly hate his ordinary images. I mean ordinary because he made his films more realistic than life, visually at least.


Half Nelson autopotrait 2010

If it comes to his scripts or rather novels as many critics called them, that's a whole different story. A tale of winter for example, totally surprised me at the end. It was magical and authentic both, what happened to the main character. But the way we watch her living it is disgusting: 
sad suburbs, grey common spaces and average architecture. All of it sound pretty suitable for the cinema, I know but with the scattered cold light that he used, most of the pictures looked uninteresting. According to me, his film sets are painfully boring, in the way he shot it.


Half Nelson autopotrait 2010


And still there is something deep inside, forcing me to say that I loved Collectioneuse, Clair's Knee, A tale of winter and many others (Rohmer made over 50 movies).
The unidentified object making me love these ugly ducklings might be Rohmer's weakness for implicit beauty, that he set actually very cleverly in his films. Naturally, the beauty in the largest meaning of this word, not necessary just the physical and visual one.



Half Nelson autopotrait 2010


 Here are my favourite parts of Collectioneuse, where characters speak about beauty. The dialogue is divine cause it shows us several different approaches. One certainly hypocrite , politicly correct bullshit, making us believe that a successful female model can pay no attention to the physical attraction.... see by yourself!
















 
You remind me of elegant people in the 18th century who were very concerned with their appearance and the effect they had on others. That was already a creation, the beginning of the Revolution. The distance established by elegance from those who aren't elegant is crucial and it's that void around the person..... that you create with your objects too. But you could just as well do without your objects. You, yourself are the can of paint surrounded by razor blades. Razor blades are words. They could be silence. They could also be elegance...a certain yellow.
But in love, the notion of beauty is essential. We love someone because we find him handsome.
-We actually find him handsome because we love him!
+Yes a man may be ugly yet have immense charm. If he's loved his ugliness is transformed into beauty.
For me an ugly man has no charm. Nothing's possible. It's over immediately.
-What's over?
Anything. Even the most superficial relationship. Even to have a drink for five minutes. I can't. If he's ugly I leave. Can you be friends with someone you find ugly?
-Ugliness and beauty don't enter into my friendships I don't see my friends as either ugly or handsome.
-But friendship doesn't happen in five minutes. It takes several encounters. How do you manage that with someone you find ugly? Me I run. It's impossible.





It's not a question of ugliness. Among crowds of beautiful people I'm only interested in those who possess something more than beauty. Someone of absolute beauty would bore me. I'm not talking about Greek beauty. Absolute beauty doesn't exist. To find someone handsome sometimes the tiniest thing is enough. Perhaps something between the nose and mouth.
-So anyone has a chance to please you? At least a chance.
No, that's the problem.
I find very few people handsome. And it really disturbs my relationships terribly because if I'm repelled I never see that person again. And since many people repel me.
- You never change your mind?
The first thing I say if I'm asked to dinner isn't "What does he do?" But "Is he handsome?"
-And ugly ones are always doomed? To the ovens.



They deserve it. Ugliness is an insult to others. One's responsible for one's looks. For instance a nose moves or ages according to how one thinks or speaks. Besides, I'm not talking about static beauty. One's movements, expressions, all that counts doesn't it?




Half Nelson
for smmn

November 29, 2010

Festiwal KINO POLSKA w paryskim Le Reflet Médicis 24-30 listopada 2010



Ostatni tydzień listopada zarezerwowany jest już tradycyjnie w paryskim kinie Le Re flet Medicis dla festiwalu KINO POLSKA.
Ta cykliczna impreza, organizowana przez Instytut Polski w Paryżu, tym razem odbywa się pod hasłem 30tej rocznicy Solidarności. Gromadząca się wieczorną porą, francuska publiczność, ma okazję zapoznać się z klasycznym filmem polskim reżyserii Krzysztofa Kieślowskiego czy Agnieszki Holland, ale nie tylko. Ciekawą częścią programu będą seanse animacji oraz dokumentu. Szczególną jednak uwagę powinny przykuć ostatnie produkcje znad Bałtyku, bowiem znalazły się między nimi tytuły komercyjne i niezależne, historie cofające nas daleko w przeszłość oraz te zupełnie współczesne

"Wszystko co kocham" - Jacek Borcuch 2009



Serię debiutów w środę rozpoczął Borys Lankosz z jego głośnym w Polsce filmem „Rewers”. Ta czarna komedia stylizowana estetycznie na lata pięćdziesiąte znalazła szerokie uznanie krytyków w rodzimym kraju, zwłaszcza w postaci licznych nagród na festiwalach filmowych. Argumentem na umieszczenie debiutu Lankosza na samym początku line-upu była prawdopodobnie właśnie ogólna przychylność mediów. Osobiście jednak nie uważam tego filmu za najsilniejszy punkt programu. Otóż jak długo można rozliczać się z przeszłością? „Dom Zły” „Rewers”, „Wszystko co kocham” - Polacy skazani są w kinach na roztrząsanie dramatów sprzed pół wieku. Młodzi widzowie, czyli odbiorca statystycznie najważniejszy w przemyśle rozrywkowym traktuje tymczasem ten temat już wyłącznie historycznie. Dlatego w Paryżu obejdziemy się bez pierwszego tytułu, zbyt zaściankowego dla międzynarodowej publiczności. Na szczęście drugi i trzeci już wypadają dużo bardziej uniwersalnie. Traktują system komunistyczny z należytym dystansem uciekając się albo do błyskotliwej formy (Rewers) albo neutralizując gorycz wspominając smak słodkiej młodości (Wszystko co kocham).
Ostatecznie nasz zeszłoroczny kandydat do Oskara, zyskał ogólną sympatię zagranicznego widza, o czym, świadczyły spontaniczne wybuchy śmiechu na sali paryskiego Le Reflet Medicis.

Kolejnego dnia festiwalu już nikt się nie śmiał. Świnki Roberta Glińskiego to kino ciężkie, realistyczne, poruszające tematy trudne takie jak bieda, dziecięca prostytucja, upadek moralny. Zorganizowana po seansie tego filmu dyskusja z odtwórcą głównej roli, Filipem Garbaczem pozwoliła zauważyć jak bardzo kinematografia środkowoeuropejska może intrygować za granicą.
Nastoletni aktor odpowiadał na przeróżne pytania. Wiele z nich dotyczyło castingu oraz pracy na planie. Spotkanie zakończyło się zapewnieniami gościa o kontynuacji kariery aktorskiej i niemalejącym wokół niego zainteresowaniu. Świnki nie znalazły jeszcze dystrybutora ani w Polsce ani we Francji. Projekcja ta, miała więc wymiar wyjątkowy biorąc pod uwagę ograniczoną dostępność dzieła na terenie obu krajów. Co z kolei jest pewnie konsekwencją wyłamania się filmu spod mainstreamowych tendencji europejskiego przemysłu filmowego.

W piątkowy wieczór obejrzałam najbardziej zaskakujący film tegorocznego paryskiego festiwalu „Kino Polska”: Matka Teresa Od Kotów (2010). Reżyser tego znakomitego obrazu zjawił się po projekcji, aby zaspokoić ciekawość zgromadzonych cinefili. Podczas dyskusji padały interesujące interpretacje jego dzieła. Pytano między innymi o to, w jaki sposób Paweł Sala przygotowywał się do nakręcenia tak wstrząsającego wydarzenia, jakim jest zabójstwo matki. Dociekano znajomości reżysera z młodym zabójcą. Sala zapewnił, że to co wydarzyło się autentycznie w Warszawie luźno zainspirowało go do nakręcenia Matki Teresy Od Kotów. Dodał, iż nie śmiałby w jakikolwiek sposób zaburzać spokoju tej doświadczonej przez los rodziny. Tak, więc dochodzenie prawdy ograniczył do rozmów ze znajomymi zamordowanej oraz dokładnym przestudiowaniem raportów policyjnych. Reżyser podkreślił, że jego celem nie było dokumentalne przedstawienie tej historii czy znalezienie motywów jej zbrodni. Wprost przeciwnie zależało mu na odtworzeniu napięcia oraz silnych emocji, które towarzyszyły tym ludziom, na co dzień.
Język filmowy, którym posługuje się Paweł jest nowatorski. Jak sam przyznał do tego stopnia, że trudno było mu znaleźć w Polsce producenta. Niechęć do współpracy nad tym projektem argumentowano między innymi złożonością fabuły i zaburzeniem chronologii wydarzeń. 
Matka Teresa Od Kotów, tytułem parafrazuje znakomity thriller Kawalerowicza: Matka Joanna od aniołów. W obu filmach morderstwo to czyn tak niegodny cywilizowanego człowieka, że przypisuje się jego autorowi ważne motywy. Chcemy wierzyć, że zaistniałą okropność da się logicznie uzasadnić a tym samym uniknąć następnym razem. Można się w nim doszukać również odwołań do zagranicznych dzieł kultowych reżyserów: Michaela Haneke czy Gusa Van Santa.
Ku mojemu zdziwieniu na sali nie padło ani jedno skojarzenie z wymienionymi wyżej filmowcami .Znaleziono natomiast podobieństwa do spuścizny Kieślowskiego.
Ogólnie film został bardzo pozytywnie odebrany, ja natomiast po projekcji nie potrafiłam ukryć zdumienia i zafascynowania. 




 Okolicznościowa dekoracja jednej z sal kina Le Reflet Medicis



Half Nelson
dla smmn