About Me

My photo
http://www.facebook.com/SecretMidnightMagicNico

July 31, 2012

Francuski wyraz "sympa" - (pl) spoko
wg Olivier Magny w
Portrecie Paryżanina ['Dessine-moi un Parisisen']
tłum. Ilona P.



W Ameryce efektywna komunikacja rozpoczyna się po opanowaniu dziesięciu podstawowych przymiotników. W Paryżu wystarczy ci jeden:    SPOKO [vo: SYMPA]
 

Przysłówek spoko to krótsza wersja spokojnie który odnosił się pierwotnie do nastroju. Z początku był odpowiedzią na życzliwe pytanie: „Jak leci?”. Następnie wszystko stało się spoko, ludzie, miejsca, sytuacje, zajęcia...
Tak rezolutnie niewiążące określenie, zyskało błyskawicznie nieograniczone zastosowania w ustach Paryżan. Większość tego co jesteś w stanie sobie wyobrazić nie tylko może być spoko lecz takim z pewnością już zostało nazwane. Zatem na pytanie ”Jak było?” w Paryżu odpowiada się wyłącznie: SPOKO*.


W rzeczywistości natarczywe nadużycie, dalece wyjałowiło ten wyraz z jego klarownego sensu. Rzadko już dzisiaj występuje w oryginalnym znaczeniu a nawet w jakimkolwiek znaczeniu. Często zwyczajnie kamufluje niezdecydowaną lub niepochlebną opinię Paryżanina, w skrajnym przypadku nawet jej brak. Aby przekonać się o tym co ma na myśli uciekający się do spoko, potrzeba wrażliwych uszu, zdolnych ze sposobu w jaki zostało to słowo wypowiedziane, wydobyć jego przybliżony wydźwięk. 


 
Popularność tej niewybrednej riposty, wiąże się również i przede wszystkim z jej luźnym, bezpretensjonalnym charakterem. Ponadto, trzeba przyznać, że fantastycznie zaciera ślady ewentualnego entuzjazmu. SPOKO ma w sobie spory ładunek pozytywny, nie tak wielki jednak co „wyśmienicie”, „genialnie”, „wyjątkowo”, „świetnie”. Spoko to tylko spoko. Nadając komuś lub czemuś tę bezpieczną cechę, Paryżanin nie ryzykuje zostać posądzonym o pochopną przychylność czy wręcz omylny osąd. Zresztą sam przymiotnik odnosi się do przedmiotu, a nie uczucia, które potencjalnie miałby żywić wypowiadający się o nim. Tym samym Paryżanin podwójnie "umywa ręce" i dokonuje niemożliwego: ocenia nie oceniając. 

 
Z biegiem czasu, spoko zyskało godnych towarzyszy, pojawiły się na horyzoncie wyznaczniki stopnia zajefajności. Dzisiejsza młodzież uczestniczy w ultra1a i mega1b wydarzeniach kulturalnych. Aktualnie jeśli usłyszysz od młodego Paryżanina, że jakiś klub jest spoko, może to zostać odebrane nawet ironicznie lub konotować brak większego zainteresowania. Wraz z wykreowaniem żywych oznak zachwytu, paryska młodzież idzie tym samym z odsieczą posępnej rzeczywistości dorosłego Paryżanina. Kto jak kto, ale młodzi z Paryża są spoko!



Dobra Rada
Oficjalny odpowiednik spoko to „wspaniale2. Zaleca się jego używanie w poważniejszym towarzystwie.

Potocznie w Paryżu
Było spoko, ale wróciłem wcześnie,ostatnio padam z nóg













1aVO – w oryginale: Hyper.
1bVO – w oryginale: Super.
2VO – w oryginale: Formidable.

July 20, 2012

Paryska Sztuka Narzekania


wg Olivier Magny w
„Portrecie Paryżanina” ['Dessine-moi un Parisisen']
tłum. Ilona P.



Francuz na przestrzeni wieków wypracował sobie, miano niepoprawnej zrzędy. Paryżanin tymczasem, praktykę posępnego krytykowania wyniósł do rangi sztuki. Zadowolenie oraz żywy entuzjazm na terenie stolicy mody odbierane są jako, dyskretne objawy kretyństwa. Człowiek szczęśliwy, może być wyłącznie idiotą.




  Rozumie się samo przez się, że ten który szuka dziury w całym musi być inteligentny, gdyż jest zdolny do zidentyfikowania problemu. To specyficzne podejście, utwierdza każdego dnia Paryżanina w jego wysokiej samoocenie.
Fakt posiadania sekretnej wiedzy dotyczącej utopijnego wymiaru szczęścia umożliwia mu unikać złudzeń na jego temat. Skarżyć się we francuskiej metropolii, to być na tyle błyskotliwym by nie wierzyć naiwnie w iluzyjne symptomy własnego zadowolenia.









Paryżanin rodzi się ze specjalnymi zdolnościami do oczernienia każdej sytuacji w której się znalazł. Jego talent i zacięcie w tej dziedzinie skupiają się najczęściej na jakości spożywanej żywności, spotkaniach, metrze, pracy, politykach, sąsiadach...



Trafność i polot tego gderania zależą od obranej mu przyczyny. Czym mniej banalna tym większy szacunek i poważanie zapewni jego autorowi. Skarżyć się na pogodę czy telewizję to zajęcie dla świeżo-osiedlonych. Aby wyjść poza szeregi anonimowych rozmówców należy skrytykować jakiś koncept lub osobę publiczną. Na przykład, odpowiednio zdyskredytowany Woody Allen może błyskawicznie zapewnić Ci pozycję nietuzinkowego ikonoklasty.



Oczywiście, nie przyjdzie do głowy Paryżaninowi przeciwdziałać sytuacji na którą narzeka, „co to za wulgarny pomysł?”. Retorykę narzekania streścić można w: niebyciu szczęśliwym lecz inteligentnym i niebyciu szczęśliwym bo inteligentnym. Podsumowując, żyć w oświeceniu znaczy dla Paryżan więcej niż żyć szczęśliwie.

Dobra Rada
Popuść wodze gder-tazji

POTOCZNIE W PARYŻU
„Leczy mnie to ciepło dzisiaj, patelnia nie do zniesienia.”

July 3, 2012



Krucza koordynacja
wg Olivier Magny w
Portrecie Paryżanina” ['Dessine-moi un Parisisen']
tłum. Ilona P.



Paryż jest stolicą mody. Zwłaszcza jeśli przez wyraz moda rozumiemy ubieranie się na czarno. Paryżanin ubóstwia zanurzać się w czerni: ciemne spodnie, węglowe buty i skarpety, hebanowy płaszcz... Smołowatej barwy, nigdy nie za wiele. 

Modna paryska para modeli.

Czarny wyszczupla” - to niewątpliwe zjawisko przemawia sugestywnie do Paryżanek, które mroczną kolorystyką zaspakajają patologiczną potrzebę chudnięcia. Tym oto sposobem żałobny pigment już w wieku małoletnim staje się ich lojalnym powiernikiem, wiernym towarzyszem na całe życie.



Ponad właściwościami wysmuklającymi, ten wyjątkowy kolor ma również wiele innych zalet. Na przykład, umożliwia niewyróżnianie się z tłumu. Nie leży otóż w paryskiej naturze, dowodzić własnej wartości za pomocą wielobarwnych szmatek. Niegodnym byłoby przecież eksponować zewnętrzny wygląd ponad potencjał intelektualny.
Każdy Paryżanin wie, że „Czarny jest uniwersalny, jest spoko”.
Francuski Street fashion


Obywatel stolicy mody, zna na wskroś jedyną dopuszczalną dla miejskich outfitów, bogatą gamę odcieni: ciemny grafit, intensywny kir, nasycona karmelowa czerń, do wyboru do koloru! Nie dziwić powinno więc, gdy wyłamujący się spod niej potencjalny delikwent poddany zostanie gorzkiemu osądowi. Niezrozumiałe pogwałcenie ogólnie respektowanego dresskodu, wywoła automatycznie serię wątpliwości dotyczących mentalnego zdrowia owego dowcipnisia. Takie kuriozum wychodzi poza ramy zdrowego rozsądku.

Sandro, kolekcja 2012 dla kobiet

Jakie desperackie myśli skłaniają ludzi do noszenia niemoralnej czerwieni czy też pretensjonalnych żółcieni?”. Niebieski, jeszcze ujdzie, granatowy to już prawie sukces jako, że wieczorem łatwo pomylić go z czernią.
Jedna z ulubionych paryskich marek, SANDRO

Z żałobnej garderoby zwalnia wyłącznie sezon letni. Mężczyznom wolno wtedy ubrać biel, gdyż,
 „Biały jest uniwersalny, biały jest spoko”. 
Paryżanka, w okresie wakacji potrafi poczuć dziki zew natury i pokusić się nawet o błękitny fatałaszek. Niebieski jest jedynym racjonalnym kolorem, który zmienia co roku, ulice francuskiej metropolii w smerfo-glomerację. Paryski przedstawiciel płci męskiej wyraża wówczas swoją dezaprobatę wobec jarmarcznej kolorystyki lata. Riposta jego partnerki brzmi następująco: 
Nic nie rozumiesz! Indygo to mega tendencja, ostatni krzyk mody.”. 
 Wówczas paryżanin zostaje zmuszony do wykazania się wyrozumiałością w kierunku swojej brawurowo odzianej, drugiej połowy.

Kolekcja 2012 paryskiej marki MAJE


Dobra Rada
Czarny look na dzień, czarny look na noc. Rozświetlij go od czasu do czasu, białym kołnierzykiem.

W języku metropolii
Nabyłam dziś w promo, słitaśnie atramentowy kaszmirek. Prawie za friko! 



* Fragment książki, dostępny w oryginale TUTAJ.

June 2, 2012


Przypadek Białych Skarpet
wg Olivier Magny w
Portrecie Paryżanina” ['Dessine-moi un Parisisen']
tłum. Ilona P.




Obywatele stolicy Francji wierzą bezapelacyjnie w godność oraz wartość każdej jednostki ludzkiej. Naturalnie, z wykluczeniem właścicieli białych skarpetek.
Koszmarna wizja blado odzianych stóp prowokuje u Paryżan natychmiastowy odruch wymiotny. Każdego nosiciela bawełnianej skazy na nogach, czeka całkowita utrata szacunku oraz otwarta pogarda ze strony mieszkańców tego miasta. Bo przecież nawet paryska pobłażliwość musi mieć swoje granice. 


 
Ta reakcja może wydawać się przesadna, jest tymczasem wyłącznie proporcjonalna do wymierzonej obelgi. Każdy, równie potworny nietakt prosi się o delegalizację. Tym samym, demokratyczne poglądy Paryżan uginają się pod ciężarem jasnej pary bawełnianych skarpet.

Absolutnie nie próbować samemu!


 
Noszenie sportowych skarpet do typowo miejskiego obuwia jest klarownym jak znak drogowy, społecznym sygnalizatorem. To dowód na brak dobrego smaku oraz autoidentyfikacja z tytułem gbura. Jakkolwiek oglądanie takiego wybryku natury w telewizji może bawić Paryżanina, jego fizyczna obecność wzbudza wyłącznie awersję oraz stanowi dla niego afront.






Toleruje się ewentualnie białe skarpety na terenie boisk czy stadionów, koniecznie wówczas w koherentnym tandemie ze sportowym obuwiem. W każdym innym wypadku Twoje czyste jak łza zakolanówki doprowadzą niespodziewanie do bolesnego GAME OVER.
To właśnie one znajdują się na szczycie paryskiego panteonu odzieżowych wtop. Medal srebrny dumnie dzierży męska koszula z krótkim rękawem. 






Nawet laureat nagrody Nobla który da się przyłapać w białych podkolanówkach już nigdy nie przekreśli swojego statusu troglodyty. Zresztą, rzeczą niepojętą dla Paryżanina jest motywacja ludzi do zdobywania tytułów naukowych czy kolejnych szczebli kariery zanim posiądą podstawową umiejętność doboru koloru stópek. Obywatel P. dokładnie wie jaki kolor odziewa przyziemne kończyny, domniemanych ludzi sukcesu. Niestety obywatel P. czuje się czasami bardzo samotny na anty-skarpecianym olimpie.




Dobra Rada

Nie pakuj białych skarpet w podróż do Paryża. Uwierz, nie chcesz sprowadzić na siebie gniewu Paryżanina. 
  
W języku metropolii

Bez kitu stary, co za żal. Wyskakuj z lamerskich smyr i wrzuć na giczały coś kozackiego. 



 

May 27, 2012

OK, to już drugie podejście : naucz mnie jak ugryźć sztukę?

  Glen Coco (Vice.uk)

Przełożyła z języka francuskiego Ilona Piescikowska





W poprzednim poście rozpisywałem się o tym, jak dalece nie ogarniam sztuki. Nie wiedzieć czemu, pozostawione pod nim liczne komentarze, zgodnie mnie krytykowały. Po przeczytaniu setki z nich, postanowiłem podejść do tematu po raz drugi i dać sztuce kolejną szansę. Tym razem o pomoc poprosiłem znawcę dziedziny, a już na pewno kogoś kto do tego tytułu pretenduje.
Ten dziarski młodzieniec na zdjęciu, to Alex : student Courtauld Institute of Art. Razem udaliśmy się na
« First Thursdays », czyli noc w którą galerie wschodniego Londynu pozostają, w drodze wyjątku, otwarte do późnych godzin, by eksponować swoje nowe nabytki.
Nagrałem jego wszystkie pokręcone komentarze na temat oglądanej przez nas ekspozycji a następnie się do nich ustosunkowałem. Tym razem nikt mi już nie zarzuci, że nawet nie próbowałem tego zajarzyć.


Nie znalazłem żadnej nazwy tego dzieła.


Alex : « Wkrótce jubileusz koronacji królowej, więc porusza się ostatnio temat monarchii, w tym kwestię reorientacji nacjonalistycznych nastrojów. To też okazja aby zastanowić się nad brytyjskimi niedoskonałościami, zwrócić uwagę na masową idolatrię na wyspach, która przypomina kult świętych. Celebryci tacy jak Nicki Minaj nie wzbudzają podobnego zainteresowania co super męskie ikony lat 60tych. Powraca się do bohaterów tego okresu ponieważ epatowali właśnie męskością, James Dean, Elvis czy Hunter S. Thompson wszystkich ich wyróżniała niezwykła atrakcyjność seksualna.

Glen : OK. Po raz kolejny już widzę zmodyfikowany wizerunek Elvisa. Rozumiem, to rozprawa z famą. Hmm… Czekaj, czekaj... Tak, teraz czaję! Fascynacja ludzi sławą przypomina tę którą Brytyjczycy kultywują wobec monarchii. To dokładnie to, co słyszałem prędzej już milion razy. OK ! Jedno pytanko, czy taki delikwent, zwany autorem, skoro już rozpowszechnia na tyle oczywiste opinie, czy on naprawdę musi robić to za pomocą sztuki ? Bo widzisz, perspektywa przeglądania tej szmiry na strychu we wschodniej części Londynu poważnie mnie wkurwia.


« Night Angel », autorstwa Ben Young


Alex : « Infantylne bazgroły to spontaniczna reakcja na otoczenie. Ludzie oczekują najczęściej aby sztuka była rzemieślniczym majstersztykiem, jej wartość kontekstowa im nie wystarcza. Pragną dzieł sztuki w standardowym znaczeniu tych słów, czyli materialnego unikatu o klasycznych walorach wizualnych. Chcą jednak, aby takowy nie pozostawał przy tym artykułem wtórnym, domagają się jej aktualności. Bardzo podoba mi się ten obraz. Sądzę, że wbrew pozorom wymagał od autora wielkiego wysiłku. Mamy tu do czynienia z piękną korelacją estetyczną na której podstawie wyczuwa się jego przemyślany charakter. Z punktu historycznego, wydaje mi się nowatorski. »

Glen : Nie jestem do końca pewien o czym tutaj nawijasz ani czy sam wiesz o co ci chodzi. Może tylko się czepiam niepotrzebnie ale nie sądzę aby coś mogło być spontaniczne i przemyślane jednocześnie. Wszystko co widzę to kaszana na pół ściany, o której nie wiadomo z jakiego powodu rozpisują się krytycy sztuki. Wisi sobie w galerii której koszt wynajęcia musi być wprost odwrotnie proporcjonalny do autentycznej wartości tego 'dzieła'. Ostatecznie mogę zaakceptować fakt, że taka estetyka komuś podchodzi. Dlaczego jednak nie oglądać tego ze zdjęcia albo dostarczyć jakiemuś smarkaczowi kilku flamastrów żeby stworzył dla nas swoje własne gryzmołki. To wszystko zwyczajnie wydaje mi się niedorzeczne, mam ochotę powiedzieć, do dupy. 


« L.H.O.O.Q », autorstwa Kate Hawkins


Alex : « Sądzisz, że chodzi tu jedynie o dwie półeczki w stylu IKEA ? Zwróć uwagę na ten zabawny wąsik. Infantylny rysunek wskazuje na dziecinnie proste wykonanie i nieskomplikowaną formę tego designu. To humorystyczny komentarz a propos klasy średniej lub po prostu nostalgiczna odpowiedź na zanikający dzisiaj międzynarodowy sukces szwedzkiego koncernu. To mi przypomina o rosnącej popularności nowego wariantu sztuki naiwnej, której każdy może być autorem.

Glen : Każdy może być autorem czegoś podobnego, serio ? Nie, to szaleństwo. Podsumujmy: celem tego eksponatu jest wskazanie na możliwość jego ręcznego wykonania przez kogokolwiek. Czy naprawdę to ma sens, wyjaśniać ludziom coś tak oczywistego ?


« The Last Huzzah of the Hoxditch Pleasure Pirates », autorstwa Roberta Rubbisha i Stepha Von Reiswitza


Alex : « Milenium było wielką hedonistyczną epoką, czegoś jednak jej zabrakło w porównaniu z latami 80tymi i 90tymi. Tymi brakującymi elementem były narkotyki i muzyka. Wczesne niegrzeczne dzieciaki, tworzyli bardzo zróżnicowane towarzystwo które zezwalało każdej jednostce narzucić swój własny hedonizm. Późniejsi „naughties” przypominali bardziej nowy upadek imperium rzymskiego. Hedonizm i dekadencja dotarły niedawno do punktu kulminacyjnego, dzisiaj nikt już nie zanurza się w środkach odurzających by iść za przykładem romantycznych legend Oscara Wilde'a czy Jima Morrisona. Z grubsza rzecz ujmując, ten obraz ma charakter lekko masturbacyjny. Stara się nam zilustrować do jakiego stopnia ludzie bawią się we własnych ciasnych gronach. Zabrzmiało to w tym momencie trochę cynicznie z mojej strony. »

Glen : «Późniejsi 'naughties' », o czym ty Pierdolisz?


"The Orchard" autorstwa Yves Beaumont


Alex : « Przeglądam broszurę informacyjną, większość sformułowań nie wiele wyjaśnia. Na przykład czytamy o tej serii obrazów, że zatrzymuje się "o włos od abstrakcji".
Mówienie o abstrakcji jest nadużyciem języka. Z szacunku dla tego typu prac, w ogóle nie powinno się ich opisywać. Próbować je zdefiniować to budować im sztuczne bariery. Chcę powiedzieć, że to lakoniczny aczkolwiek elokwentny opis, uważam, że pasuje tu idealnie. »

Glen : Dobra, mamy serię białych płócien. Mało mnie obchodzi w jaki sposób artysta „nadużywa języka” wskazując mi jak mam je traktować, bo nic nie zmieni faktu, że to tylko pierdolone białe płótna. Nie wiem od czego zacząć żeby udowodnić jak bardzo ten chłam jest do bani. Wyobrażam sobie, że kiedyś istniała epoka w której ludzkość zaakceptowałaby podobne badziewie, kwalifikując je nawet jako dzieło sztuk plastycznych. Ale dzisiaj w 2012 roku?! Spróbujcie sobie tylko wyobrazić jak wielu dotychczas artystów wystawiało w galeriach śnieżne malowidła i natychmiast poczujecie nieprzyjemnie chłodną bryzę na karku, którą generują te wtórne obrazy.

« The Riverbank », autorstwa Yves Beaumont


Alex : « Ta część sztuki którą akceptują masy, została sprofanowana. W świecie w którym kultura wizualna jest natarczywie eksponowana na każdym rogu ulicy w postaci krzyczących paneli reklamowych, których jedynym celem jest przyciągnięcie twojej uwagi, wyrafinowanie i subtelność sztuki abstrakcyjnej wypada w tym kontekście, na wagę złota. Artysta z definicji powinien stać w opozycji do panujących w kulturze popularnej trendów, to dowód na dystans który wobec niej pielęgnuje.

Glen : Właśnie przeczytałem tę ostatnią wypowiedź Alexa ze trzydzieści razy z rzędu i nadal nic z tego co powiedział do mnie nie dociera. Nie wiem tym samym co mu na nią odpowiedzieć. Czy on aby na pewno niczego nie wciągał przed spotkaniem ze mną?


Jedyną konkluzją którą mogę napisać spoglądając na szpetniachy z ekspozycji o której mowa, to, że sztuka współczesna nie broni się sama. Na dodatek dopadł mnie jebany ból głowy, po tym jak spisałem całą naszą konwersację. Idealnie chciałbym z dniem dzisiejszym zapomnieć o istnieniu sztuki współczesnej, a co najmniej nic już o niej nie słyszeć. Jeśli interesuje Was ta wystawa która mnie osobiście zblazowała, nic tylko ruszyć na jej podbój! Ja niestety nie widzę różnicy między stosem szkaradnych, bijących w oczy, papierowych waz a estetyką Fast and Furious.



Oryginał tutaj

May 25, 2012

Skończ ze ściemą, Sztuka nie jest git!
Glen Coco (Vice.uk)
Przełożyła z francuskiego Ilona Pieścikowska


Zgadnijcie co? Mam dosyć udawania. Skończyłem artystyczną uczelnię, napisałem pracę dyplomową pod tytułem „Ewolucja sztuki w przemyśle, analiza podejścia Charles'a Saatchi wobec produkcyjnej machinacji na podstawie teorii Pierre'a Bourdieu”, zaszczyciłem swoją obecnością co
najmniej jedną wystawę w miesiącu podczas ostatnich 5 lat, i nawet zakupiłem autentyczne dzieła sztuki. Tymczasem moja niedawna wizyta w londyńskiej galerii Hayward na retrospektywnym wernisażu Tracey Emin, definitywnie utwierdziła mnie w przekonaniu, że : Totalnie nie ogarniam sztuki.
Jestem na 99% pewny, że tak napraw­dę, nikt dzisiaj nie interesuje się sztuką i, że jej hermetyczne towarzystwo tworzy rodzaj prywatnego klubu do którego możesz dołączyć wyłącznie jeśli posiadasz więcej pieniędzy niż ciekawych pomysłów do zaproponowania światu. Nikt nie ma na tyle twardych jaj żeby wskazać szefowi jego niezazębiony rozporek, tym bardziej nikt nie odważy się oznajmić kobiecie na tej fotografii : „Jesteś zaawansowaną pięćdziesiątką. Kurwa, co ty masz na sobie? 





Spójrzcie tutaj. Ta grupa lamusów gapi się już trzy minuty na fotkę siedzącej kobiety, o której nie mają zielonego pojęcia. Z pewnością czas poświęcony tej fotografii zostałby znacznie zredukowany jeśli chodziłoby o zdjęcie z wakacji (którym może właśnie jest?), lub o dekoracyjny pomysł starszej siostry której pobyt w Turcji przewrócił w głowie i jeszcze jakby śni na jawie.



Ten video-fragment od początku do końca nie przedstawił praktycznie nic więcej niż można zobaczyć na jego pojedynczej klatce. „Tracey” na zjebanym rumaku. To, czego nie widzisz, to wlepiająca w niego ślepia grupa poważnie dumających typków. Była tam nawet jakaś lala robiąca notatki. Ja pierdolę, wyobrażasz to sobie, notatki?! Żałuję, że nie dysponuję zdolnością odpowiedniej koncentracji, dzięki której mógłbym łyknąć całe te nieskończone pokłady gówna. Na wypadek jeśli sam film nie wydał się Tobie dostatecznie absurdalny, czemu nie obejrzeć go z pozycji przykurcza, zajmując jedno z karłowatych krzesełek znajdujących się przed ekranem. W końcu nie często masz okazję pozować na ekstremalnego dupka. 
 

To jest jakiś żart?! Jeśli nie zauważyłeś co się dzieje na kolejnym zdjęciu już precyzuję, że chodzi o fotografię Tracey w trakcie robienia sobie dobrze za pomocą banknotów i monet. A ludzie płacą by to obejrzeć. Nie, to nie jest pytanie. Ja stwierdzam fakt: ludzie autentycznie bulą za bilet żeby móc to zobaczyć. 
 



Ta instalacja ocieka interesującymi pomysłami, porusza liczne ważne kwestie i tylko wydawałoby się, że stoi tam żeby wkurwiać wszystkie siłą na nią zaciągnięte małolaty które histerycznie pragną się po niej przebiec, poskakać i zdemolować czego właśnie zrobić im nie wolno, a co doprowadza ich do nieziemskiej furii.



Mój Boże, czy istnieją jeszcze ludzie nieświadomi geniuszu tego kredensika? Półeczki bogate w bibeloty wprost z kolekcji wujka Julka. Wyobraź sobie teraz, że musisz jego wartość wyjaśnić przybyszowi ze Średniowiecza lub istocie pozaziemskiej. Co mu takiego powiesz, że ludzkość wyczerpała swój intelektualny potencjał? A może dorzucisz kilka detali, o tym jak zmieniliśmy się w leniwe pierdoły które satysfakcjonuje ciekłokrystaliczne dymanko i panierowana ryba – format geometryczny, import prosto z lat 80?






















W broszurce ten obrazek został opisany jako łatwy do przeoczenia, a jednak warty przebicia się przez powierzchowną niepozorność by odkryć jego głęboki sens. Osobiście sądzę, że potrzebowałbym konkretnej chwili żeby go rozszyfrować, chyba, że pozostanę przy pierwszej spontanicznej myśli, która brzmiała mniej więcej tak: « Co za gniot! »
Nigdy przedtem nie pragnąłem tak silnie nawiać z ciemnego pomieszczenia rozświetlonego neonami.

 



























Po kilku wznowionych przeze mnie rundkach wokół tej lipnej wystawy, trafiłem na Janet Street Porter, kronikarkę oraz dziennikarkę sztuki współczesnej. Po przeczytaniu jej świetnego artykuły na temat dekadencji języka angielskiego „Od Szekspira aż po SMS”, zaskoczyła mnie jej obecność na tej badziewnej wystawie.
Może pisze tym razem o schyłku sztuki współczesnej a dokładniej o tym jak z czegoś takiego:

 
Współczesne sztuki plastyczne ewoluowały w to:
(Ze strachu wilgotnieje mi cipka )

 

Z dedykacją dla wszystkich, którzy narzekają na moje obcojęzyczne wypociny ;]
ORYGINAŁ DOSTĘPNY TUTAJ
i tutaj